Stanisława Celińska od kilku lat, ku rozpaczy teatromanów, praktycznie zarzuciła karierę aktorską i poświęciła się koncertom. Z "Atramentową" była w Krośnie dwa lata temu. Ale publiczność czekała cierpliwie na kolejną obecność wyjątkowej artystki na naszej scenie. Udało się w ramach 41. Krośnieńskich Spotkań Teatralnych. "Grace i Gloria" to jedyny spektakl, w którym obecnie gra Stanisława Celińska. Przedstawienie - legenda, które aktorka wybrała na swój jubileusz pracy artystycznej. Nazywa go "Bożą sztuką". Rzecz o starej, umierającej kobiecie. Na starej farmie, gdzieś daleko od głównych dróg, spotykają się dwie kobiety. Tak różne, że trudno sobie więcej wyobrazić. Czy faktycznie? Losy starej farmerki i głęboko nieszczęśliwej kobiety, tak zwanego sukcesu, splatają się coraz ciaśniej i owocują przyjaźnią. Spokojna narracja odsłania powoli coraz nowe fakty z życia, coraz więcej cierpienia, coraz więcej wzajemnego zrozumienia. Trzeba było potęgi aktorskiego kunsztu Stanisławy Celińskiej i znakomitej na scenie Lucyny Malec, aby to dzianie się przemienić w dramat wyciskający z oczu łzy i podrywający publiczność do owacji na stojąco. Piękny i dojrzały to spektakl. Piękny, pozornie prosty, i skomplikowany tak, jak życie.
Tak to widzi Stanisława Celińska:
Opada kurtyna, gasną światła, a Pani zostawia wykreowaną przez siebie postać za kulisami, sama przeistacza się w Stasię, która jak każdy człowiek boryka się z problemami życia codziennego. Łatwo się otrząsnąć po roli?
- Bardzo trudno, wszystkie moje postaci długo we mnie żyją. Ale żeby w ogóle ten zawód uprawiać i nie wykończyć się, trzeba mieć wrażliwość motyla i odporność słonia. Im bardziej angażująca jest rola, tym dłuższy czas jest potrzebny, by ją z siebie zrzucić. A ja się go staram nie przyspieszać. Często wracam z teatru do domu, biorę na spacer psa i powoli emocje ze mnie spływają.
Beata Jajkowska
Źródło: Polska Dziennik Bałtycki online 19-11-2008